Sara była w domu już od miesiąca, cały ten czas przeleżała w łóżku, gdyż nadal była słaba. Z dnia na dzień bladła. Nie było mowy o tym aby sama usiadła na fotelu czyli w ogóle nie było już szans aby wyszła na dwór o własnych siłach. Codziennie przychodziła do niej pielęgniarka którą opłacał mój ojciec, ja sam również bywałem u niej codziennie. Był to piątek bardzo ciepłej wiosny około godziny trzeciej popołudniu, kiedy to Sara spała a ja siedziałem przy niej już od samego rana, gdyż Peter'a nie było w domu, a pielęgniarka miała przyjść dopiero o szóstej, zapukał ktoś do drzwi, otworzyłem je i ujrzałem Eric'a i Katie - Cześć, dowiedziałem się od Twojej mamy że tu jesteś, możemy na chwilę wejść? - zapytał Eric.
- Z chęcią bym Was wpuścił, ale Sara właśnie śpi. - Już nie śpię, możesz ich wpuścić. Eric razem z Katie weszli do domu tak niepewnie, jednak zarazem z odwagą i chęcią powiedzenia nam coś ważnego. - Jak się czujesz? - zapytała do Sary, Katie.
- Dobrze, choć gdyby nie Louis byłoby ze mną gorzej. Nagle wtrącił Eric - Przepraszamy, przepraszam Cię Saro, wiemy że nie powinniśmy się z Ciebie naśmiewać, ale zrozum gdybyśmy wiedzieli że jest z Tobą aż tak źle, to kto wie, może nasza znajomość potoczyłaby się inaczej. - Ciebie Louis też przepraszamy - dodała Katie - Ja już Wam dawno wybaczyłem. - A ja nie mam czego wybaczać, nie wiedzieliście o tym iż jestem chora. Zawsze jest czas na nawrócenie się nie tylko względem wiary w Boga, ale też ludzi. Przyuważyłem jak Eric'owi spłynęły łzy po policzku. Podali nam ręce i wyszli. Odprowadziłem ich do drzwi dziękując za to że przyszli. Po czym podszedłem do Sary, usiadłem obok niej. Wtedy ta podała mi do ręki pamiętnik mówiąc -Jeśli kiedykolwiek będziesz czuł się samotny otwórz go i przeczytaj cokolwiek, zapisane są tam moje złote myśli. Tak więc z ciekawości otworzyłem i przeczytałem pierwszy lepszy fragment "Wiara jest jak wiatr, nie widać jej lecz ją czuć" Uśmiechnąłem się, zamknąłem pamiętnik i odłożywszy go pocałowałem Sarę w czoło. Nagle moim uszom odbiły się słowa Sary - Kocham Cię - Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo chciałem to od niej usłyszeć. - Ja Ciebie też - Odpowiedziałem. Jednak czułem że to jest najodpowiedniejsza chwila aby się zapytać o to, o co chciałem zrobić już to od tygodnia - Sara? - Tak? - Kochasz mnie? - spytałem - Bardzo Cię kocham - usłyszałem - A mogę Cię o coś spytać? - Jasne, pewnie pytaj o co chcesz! - Saro, wyjdziesz za mnie? Sara nic nie odpowiedziała skinęła tylko głową i kąciki jej ust powędrowały ku górze.....
Nastał pierwszy dzień lata, i zarazem najważniejszy dzień w moim życiu - był to dzień mojego ślubu. Wybiła godzina dwunasta, samo południe. Cały kościół był wypełniony po brzegi, niektórzy zamiast siedzieć to stali, bo nie było miejsca. Ja stałem razem z ojcem przy ołtarzu "pod krawatem". Nagle drzwi się otworzyły, ujrzałem w nich piękną kobietę w długiej, śnieżnej sukni ślubnej. Szła pod rękę ze swoim ojcem. Mój tata nie powstrzymywał się od łez z każdym kolejnym krokiem Sary w naszą stronę ten uśmiechał się co raz to bardziej. Shirley'owie byli już przy nas ja wziąłem Sarę pod rękę i Peter stanął przed nami mówiąc - Zebraliśmy się tu aby być świadkami jak ta para młodych ludzi przysięga sobie wierność aż po sam grób w obliczu Boga. Nie przedłużając razem z Sarą wymieniliśmy się sakramentalnym "tak" oraz obrączkami. Kiedy się pocałowaliśmy, wszyscy wstali a nasi ojcowie podali sobie rękę na wieczną zgodę, po czym wyszliśmy razem z panną młodą.
Przeżyliśmy jeszcze wspólnie dwa miesiące, były to najpiękniejsze dwa miesiące w moim życiu jak i cały rok. Potem Sara odeszła, a z nią jej niezłomna wiara i anioły.
Minęły cztery lata, dziś jestem już innym człowiekiem, To Sara nauczyła mnie prawdziwego życia, nauczyła mnie jak postępować z innymi, że nie wolno przechodzić obojętnie obok potrzebujących. To dzięki niej również skończyłem studia, poszedłem w ślady ojca i dziś jestem kardiochirurgiem. Teraz stoję w tym samym miejscu gdzie wtedy, kiedy powiedziałem jej co czuje, kiedy nasze usta po raz pierwszy raz się złączyły. Już wiem że to Sara była miłością mojego życia i na pewno nigdy więcej nie zakocham się w żadnej innej tak mocno jak w niej. Na zawsze już zostawiła ślad na moim sercu którego już nie wytrę. I choć jej nie ma przy mnie ciałem, to ja wiem że jest ze mną duchem, bo śmiem twierdzić że "nasza miłość jest jak wiatr, nie widać jej, leczą ją czuć".....
Piotruś, boshe..to jest.. cudowne. Jak to czytałam i jak piszę teraz Tobie ten komentarz z oczu lecą mi łzy. Wzruszyłam się, bardzo. Tak mi szkoda Louis. Eh.. ale taka kolej rzeczy. Cudnie. Będę tęskniła za blogiem. Proszę, zacznij coś nowego :)
OdpowiedzUsuńBuźka ;*