wtorek, 21 lutego 2012

Story of my life - Rozdział 13 + Epilog ;)

Sara była w domu już od miesiąca, cały ten czas przeleżała w łóżku, gdyż nadal była słaba. Z dnia na dzień bladła. Nie było mowy o tym aby sama usiadła na fotelu czyli w ogóle nie było już szans aby wyszła na dwór o własnych siłach. Codziennie przychodziła do niej pielęgniarka którą opłacał mój ojciec, ja sam również bywałem u niej codziennie. Był to piątek bardzo ciepłej wiosny około godziny trzeciej popołudniu, kiedy to Sara spała a ja siedziałem przy niej już od samego rana, gdyż Peter'a nie było w domu, a pielęgniarka miała przyjść dopiero o szóstej, zapukał ktoś do drzwi, otworzyłem je i ujrzałem Eric'a i Katie - Cześć, dowiedziałem się od Twojej mamy że tu jesteś, możemy na chwilę wejść? - zapytał Eric.
- Z chęcią bym Was wpuścił, ale Sara właśnie śpi. - Już nie śpię, możesz ich wpuścić. Eric razem z Katie weszli do domu tak niepewnie, jednak zarazem z odwagą i chęcią powiedzenia nam coś ważnego. - Jak się czujesz? - zapytała do Sary, Katie.
- Dobrze, choć gdyby nie Louis byłoby ze mną gorzej. Nagle wtrącił Eric - Przepraszamy, przepraszam Cię Saro, wiemy że nie powinniśmy się z Ciebie naśmiewać, ale zrozum gdybyśmy wiedzieli że jest z Tobą aż tak źle, to kto wie, może nasza znajomość potoczyłaby się inaczej. - Ciebie Louis też przepraszamy - dodała Katie - Ja już Wam dawno wybaczyłem. - A ja nie mam czego wybaczać, nie wiedzieliście o tym iż jestem chora. Zawsze jest czas na nawrócenie się nie tylko względem wiary w Boga, ale też ludzi. Przyuważyłem jak Eric'owi spłynęły łzy po policzku. Podali nam ręce i wyszli. Odprowadziłem ich do drzwi dziękując za to że przyszli. Po czym podszedłem do Sary, usiadłem obok niej. Wtedy ta podała mi do ręki pamiętnik mówiąc -Jeśli kiedykolwiek będziesz czuł się samotny otwórz go i przeczytaj cokolwiek, zapisane są tam moje złote myśli. Tak więc z ciekawości otworzyłem i przeczytałem pierwszy lepszy fragment "Wiara jest jak wiatr, nie widać jej lecz ją czuć" Uśmiechnąłem się, zamknąłem pamiętnik i odłożywszy go pocałowałem Sarę w czoło. Nagle moim uszom odbiły się słowa Sary - Kocham Cię - Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo chciałem to od niej usłyszeć. - Ja Ciebie też - Odpowiedziałem. Jednak czułem że to jest najodpowiedniejsza chwila aby się zapytać o to, o co chciałem zrobić już to od tygodnia - Sara? - Tak? - Kochasz mnie? - spytałem - Bardzo Cię kocham - usłyszałem - A mogę Cię o coś spytać? - Jasne, pewnie pytaj o co chcesz! - Saro, wyjdziesz za mnie? Sara nic nie odpowiedziała skinęła tylko głową i kąciki jej ust powędrowały ku górze.....

Nastał pierwszy dzień lata, i zarazem najważniejszy dzień w moim życiu - był to dzień mojego ślubu. Wybiła godzina dwunasta, samo południe. Cały kościół był wypełniony po brzegi, niektórzy zamiast siedzieć to stali, bo nie było miejsca. Ja stałem razem z ojcem przy ołtarzu "pod krawatem". Nagle drzwi się otworzyły, ujrzałem w nich piękną kobietę w długiej, śnieżnej sukni ślubnej. Szła pod rękę ze swoim ojcem. Mój tata nie powstrzymywał się od łez z każdym kolejnym krokiem Sary w naszą stronę ten uśmiechał się co raz to bardziej. Shirley'owie byli już przy nas ja wziąłem Sarę pod rękę i Peter stanął przed nami mówiąc - Zebraliśmy się tu aby być świadkami jak ta para młodych ludzi przysięga sobie wierność aż po sam grób w obliczu Boga. Nie przedłużając razem z Sarą wymieniliśmy się sakramentalnym "tak" oraz obrączkami. Kiedy się pocałowaliśmy, wszyscy wstali a nasi ojcowie podali sobie rękę na wieczną zgodę, po czym wyszliśmy razem z panną młodą.
Przeżyliśmy jeszcze wspólnie dwa miesiące, były to najpiękniejsze dwa miesiące w moim życiu jak i cały rok. Potem Sara odeszła, a z nią jej niezłomna wiara i anioły.


Minęły cztery lata, dziś jestem już innym człowiekiem, To Sara nauczyła mnie prawdziwego życia, nauczyła mnie jak postępować z innymi, że nie wolno przechodzić obojętnie obok potrzebujących. To dzięki niej również skończyłem studia, poszedłem w ślady ojca i dziś jestem kardiochirurgiem. Teraz stoję w tym samym miejscu gdzie wtedy, kiedy powiedziałem jej co czuje, kiedy nasze usta po raz pierwszy raz się złączyły. Już wiem że to Sara była miłością mojego życia i na pewno nigdy więcej nie zakocham się w żadnej innej tak mocno jak w niej. Na zawsze już zostawiła ślad na moim sercu którego już nie wytrę. I choć jej nie ma przy mnie ciałem, to ja wiem że jest ze mną duchem, bo śmiem twierdzić że "nasza miłość jest jak wiatr, nie widać jej, leczą ją czuć".....

czwartek, 16 lutego 2012

Story of my life - Rozdział 12

Nadeszła wiosna. Przeżyliśmy z Sarą dwa wspaniałe miesiące. Jej choroba zbytnio nie dawała się we znaki, raz po raz Sara musiała jeździć do naszego szpitala robić jakieś rutynowe badania. Ja oczywiście byłem zawsze z nią na tych badaniach które sprawiały jej ból. Spędzałem z nią każdą wolną chwilę, nigdy nie była sama. Nawet ludzie w szkole przywykli już do tej sytuacji, jednak nadal byli w stosunku do nas bardzo szorstcy. Była sobota, jak zwykle wstałem już z przyzwyczajenia o godzinie siódmej. Wziąłem ze sobą koszulkę oraz spodnie wyszedłem z pokoju kierując się ku łazience w celu wzięcia prysznica. Nie zajęło mi to nawet 10 minut, zszedłem po schodach na dół, oczywiście mama była już na nogach od jakichś kilku godzin. - Cześć mamo. - Hej. synku, chcesz coś na śniadanie, zrobić Ci coś? - Nie dzięki mamo, sam sobie poradzę.
- Louis, mam dla Ciebie niespodziankę. - Dla mnie jaką? Dokładnie w tym momencie otworzywszy drzwi wszedł mój ojciec. - To jest właśnie ta niespodzianka. Odparła mama. - A jaka to mi niespodzianka? - Louis tata chcę Ci coś powiedzieć. Wtrąciła mama. - Louis ja wróciłem, już na stałe do domu, już nigdy nigdzie nie wyjeżdżam, zostaję z Tobą i mamą. - Jak to wróciłeś? Spytałem z ogromnym niedowierzaniem. - Dostałem dobrą propozycję w naszym szpitalu, w Aberdeen. Muszę przyznać że byłem miło zaskoczony tym iż będę miał obok siebie ojca, jednak nie mogłem dać tego po sobie poznać. To było kwestią honoru. - Ah tak? To fajnie, to wy sobie tu pogadajcie a ja pójdę do Sary. Po czym wyszedłem.......
Razem ze Sarą spędziłem kolejny cudowny dzień, najpierw byliśmy w parku potem w restauracji a na koniec w kinie. Odwiozłem ją właśnie do domu, kiedy wychodziła z samochodu spytała się czy ni wszedłbym na herbatę? Ja zaś nie mogłem i nie chciałem odmawiać,bo każda chwila spędzona z Sarą ucieka tak szybko. Weszliśmy do domu  zdjęliśmy kurtki a kiedy ja miałem zdejmować buty, Sara zaczęła podpierać się ręką o komodę wyraźnie coś się jej stało, widziałem to po jej wyrazie twarzy, miała wyraźny grymas bólu. - Sara? Wszystko w porządku? - spytałem. - Tak, tak wszystko dobrze! Kiedy Sara oderwała się od szafki próbując się wyprostować, nagle się przewróciła i straciła przytomność. Byłem w szoku, na szczęście Peter był w  domu więc czym prędzej mi pomógł przenieść nieprzytomną dziewczynę do auta. Kilka minut później byliśmy już w szpitalu, w drodze ojciec Sary, próbował ją ocucić, bezskutecznie. Lekarze wzięli Sarę na OIOM jednak tylko Peter mógł wejść do środka, a mi przyszło czekać na jakieś wieści od niego bądź lekarzy. Godzinę później wyszedł Peter, cały zapłakany i zmęczony takiego go jeszcze nie widziałem. - Miała zapaść, udało się ją ocucić ale teraz śpi, dostała ogromną dawkę leku. - To znaczy że... - Tak - wtrącił mi wielmożny - nawrot białaczki. Nie wiedziałem co powiedzieć mogłem tylko mieć nadzieje że ojciec będzie mógł pomóc. Czym prędzej wsiadłem w samochód i pojechałem do domu. Wbiegłem przez drzwi jednak tam nikogo nie było, zacząłem gwałtownie, cały w nerwach przeszukiwać cały dom. Znalazłem ich dopiero na tarasie z tyłu. - Louis, coś się stało? spytała mama. - Tak Sara miała atak. Tato możesz mi jakoś pfu.. możesz jakoś Sarze pomóc? Proszę Cię tylko nie mów że nie?! - Synu, bardzo bym chciał ale nie znam historii choroby Sary, nie znam jej wyników badań a po za tym ja jestem kardiochirurgiem. - Wiedziałem. I Ty jesteś ojcem? Kiedy Cię potrzebuję nie ma Cię, kiedy muszę się komuś wyżalić, nie ma Cię a teraz kiedy mogę stracić ukochaną jesteś a masz mnie w dupie!!!! - Nie to nie jest tak... - Zamknij się - przerwałem - zamknij się i wracaj tam skąd przyszedłeś, my z mamą damy sobie rade!!! Po czym wyszedłem i pojechałem do szpitala.
Minęły dwa tygodnie Sara była już w normalnej sali a ja tylko kilka razy odszedłem od łóżka Sary. I choć była już przytomna i miała siły to nie można było jej wypuścić ze szpitala. - Kiedy wyjdę? Chcę już wyjść. Louis powiedz mi że mogę wyjść?!! - Wiesz że to nie możliwe. Przykro mi. W tym momencie wszedł ojciec Sary do Sali. - Louis, synu idź do domu, umyj się, odpocznij, przecież ty ledwo na tym krześle siedzisz. Nie martw się ja zostanę z Sarą. Nie nie mogę... - Idź - wtrąciła Sara - idź do domu nie martwię o mnie. Muszę powiedzieć że byłem na prawdę niesamowicie śpiący i zmęczony. - Dobrze, ale wrócę późnym popołudniem. Tak więc poszedłem do domu zjadłem obiad wziąłem prysznic i położyłem się spać, ustawiając budzik za pięć godzin, gdyż chciałem jeszcze dziś zobaczyć się z Sarą a odwiedziny są tylko do 18. Kiedy wróciłem do szpitala i szedłem ku sali, zobaczyłem że Peter wynosi rzeczy Sary a ona sama jedzie wyjeżdża na wózku. - Co się dzieję ? - Podziękuj swemu ojcu, opłacił pielęgniarkę i cały potrzeby sprzęt. - powiedział ojciec Sary - Będzie dobrze. - Dodała.
Jako że mój ojciec miał dyżur piętro niżej, poszedłem do niego. Kiedy znalazłem go w pokoju lekarskim, wszedłem i kierowałem się ku niemu on zapytał - Louis co Cię sprowadza do mnie synku? Nic nie odpowiedziałem, tylko rzuciłem się mu na szyję i powiedziałem - Przepraszam Tato i dziękuję razem z Sarą, dziękuję... - Nic nie mów, wszystko będzie dobrze!
Nie obeszło się bez łez, ja po raz pierwszy płakałem na ramieniu mojego ojca, zaś on tak płakał, jakby wygrał miliony na loterii. Wtedy poczułem że mam ojca....

środa, 8 lutego 2012

Story of my life - Rozdział 11

A więc miała białaczkę?! Już teraz wiem dlaczego Sara nigdy nie przejmowała się innymi, tymi co się z niej wyśmiewali...
Tamtego wieczora odprowadziłem Ją pod sam dom, a kiedy się żegnaliśmy z okna obserwował nas Peter, on już wtedy się domyślał że ja wszystko wiem. Była Sobota dwa dni od mojego najgorszego dnia w życiu, przez ten czas nie widziałem się z Sarą, ale cały czas byłem przy niej myślami. Jako że dzień był dosyć ciepły postanowiłem pogrzebać trochę przy samochodzie. Kiedy miałem już otwierać maskę niespodziewanie przyszedł do mnie Eric:
- Cześć, nie przeszkadzam?
- Nie, siadaj - odparłem
- Co tam?
- Nic ciekawego!
- Wiem wszystko!
- co wiesz? - zapytałem z niedowierzaniem
- Wiem o tym że Sara jest ciężko chora, że ma białaczkę, wiem to od Twojej mamy.
Ja nic nie odpowiedziałem, spojrzałem ze łzami w oczach w niebo. po chwili takiego zawieszenia, odezwał się Eric.
- Wiesz Louis, Przepraszam cię za wszystko, za to iż z Was szydziłem, Przepraszam
- To nie mnie powinieneś przepraszać, ale zgoda przeprosiny przyjęte.
- Mogę Ci jakoś pomóc? - Tak, łap się za klucz mam coś z silnikiem.
Zanim się obejrzeliśmy nadszedł wieczór, zaprosiłem Eric'a do domu na piwo. Rozmawialiśmy jeszcze trochę o tym wszystkim, kiedy zaczął ubierać kurtkę zagadał do mnie:
- Kochasz ją?
- Oczywiście
- To możesz mi powiedzieć, co tu jeszcze robisz?
po tych słowach wiedziałem co muszę zrobić, czym prędzej pobiegłem Sary, zapukałem a drzwi otworzył mi Peter.
- Ja do Sary, mogę wejść?
- Tak proszę - Odparł. i tu muszę się przyznać iż byłem w szoku ze ojciec Sary tak bez problemu mnie wpuścił do środka, wiedziałem że on o wszystkim wie!
Wszedłem na górę gdzie swój pokój miała Sara, zapukałem po czym usłyszałem:
- Wejdź tato!
- To ja
- Louis? Co Ty tu robisz?
- Sara posłuchaj mnie: Wiem że jesteś chora i nie chcesz mnie krzywdzić, ale zrozum że ja Cię kocham...
- Louis, proszę Ci... - Próbowała mi przerwać
- Proszę Cię nie przerywaj mi, Ja Cię kocham, nigdy tak mocno jak Ciebie jeszcze w życiu nie kochałem, proszę zrozum mnie. Razem możemy walczyć z Twoją chorobą, Sara nie rezygnuj z nas, Kocham Cię!!!
Po mojej gadce Sara podeszła do mnie i się przytuliła, poczułem takie ciepło na sercu i to uświadomiło mnie jak Bardzo Ją Kocham!!!