czwartek, 16 lutego 2012

Story of my life - Rozdział 12

Nadeszła wiosna. Przeżyliśmy z Sarą dwa wspaniałe miesiące. Jej choroba zbytnio nie dawała się we znaki, raz po raz Sara musiała jeździć do naszego szpitala robić jakieś rutynowe badania. Ja oczywiście byłem zawsze z nią na tych badaniach które sprawiały jej ból. Spędzałem z nią każdą wolną chwilę, nigdy nie była sama. Nawet ludzie w szkole przywykli już do tej sytuacji, jednak nadal byli w stosunku do nas bardzo szorstcy. Była sobota, jak zwykle wstałem już z przyzwyczajenia o godzinie siódmej. Wziąłem ze sobą koszulkę oraz spodnie wyszedłem z pokoju kierując się ku łazience w celu wzięcia prysznica. Nie zajęło mi to nawet 10 minut, zszedłem po schodach na dół, oczywiście mama była już na nogach od jakichś kilku godzin. - Cześć mamo. - Hej. synku, chcesz coś na śniadanie, zrobić Ci coś? - Nie dzięki mamo, sam sobie poradzę.
- Louis, mam dla Ciebie niespodziankę. - Dla mnie jaką? Dokładnie w tym momencie otworzywszy drzwi wszedł mój ojciec. - To jest właśnie ta niespodzianka. Odparła mama. - A jaka to mi niespodzianka? - Louis tata chcę Ci coś powiedzieć. Wtrąciła mama. - Louis ja wróciłem, już na stałe do domu, już nigdy nigdzie nie wyjeżdżam, zostaję z Tobą i mamą. - Jak to wróciłeś? Spytałem z ogromnym niedowierzaniem. - Dostałem dobrą propozycję w naszym szpitalu, w Aberdeen. Muszę przyznać że byłem miło zaskoczony tym iż będę miał obok siebie ojca, jednak nie mogłem dać tego po sobie poznać. To było kwestią honoru. - Ah tak? To fajnie, to wy sobie tu pogadajcie a ja pójdę do Sary. Po czym wyszedłem.......
Razem ze Sarą spędziłem kolejny cudowny dzień, najpierw byliśmy w parku potem w restauracji a na koniec w kinie. Odwiozłem ją właśnie do domu, kiedy wychodziła z samochodu spytała się czy ni wszedłbym na herbatę? Ja zaś nie mogłem i nie chciałem odmawiać,bo każda chwila spędzona z Sarą ucieka tak szybko. Weszliśmy do domu  zdjęliśmy kurtki a kiedy ja miałem zdejmować buty, Sara zaczęła podpierać się ręką o komodę wyraźnie coś się jej stało, widziałem to po jej wyrazie twarzy, miała wyraźny grymas bólu. - Sara? Wszystko w porządku? - spytałem. - Tak, tak wszystko dobrze! Kiedy Sara oderwała się od szafki próbując się wyprostować, nagle się przewróciła i straciła przytomność. Byłem w szoku, na szczęście Peter był w  domu więc czym prędzej mi pomógł przenieść nieprzytomną dziewczynę do auta. Kilka minut później byliśmy już w szpitalu, w drodze ojciec Sary, próbował ją ocucić, bezskutecznie. Lekarze wzięli Sarę na OIOM jednak tylko Peter mógł wejść do środka, a mi przyszło czekać na jakieś wieści od niego bądź lekarzy. Godzinę później wyszedł Peter, cały zapłakany i zmęczony takiego go jeszcze nie widziałem. - Miała zapaść, udało się ją ocucić ale teraz śpi, dostała ogromną dawkę leku. - To znaczy że... - Tak - wtrącił mi wielmożny - nawrot białaczki. Nie wiedziałem co powiedzieć mogłem tylko mieć nadzieje że ojciec będzie mógł pomóc. Czym prędzej wsiadłem w samochód i pojechałem do domu. Wbiegłem przez drzwi jednak tam nikogo nie było, zacząłem gwałtownie, cały w nerwach przeszukiwać cały dom. Znalazłem ich dopiero na tarasie z tyłu. - Louis, coś się stało? spytała mama. - Tak Sara miała atak. Tato możesz mi jakoś pfu.. możesz jakoś Sarze pomóc? Proszę Cię tylko nie mów że nie?! - Synu, bardzo bym chciał ale nie znam historii choroby Sary, nie znam jej wyników badań a po za tym ja jestem kardiochirurgiem. - Wiedziałem. I Ty jesteś ojcem? Kiedy Cię potrzebuję nie ma Cię, kiedy muszę się komuś wyżalić, nie ma Cię a teraz kiedy mogę stracić ukochaną jesteś a masz mnie w dupie!!!! - Nie to nie jest tak... - Zamknij się - przerwałem - zamknij się i wracaj tam skąd przyszedłeś, my z mamą damy sobie rade!!! Po czym wyszedłem i pojechałem do szpitala.
Minęły dwa tygodnie Sara była już w normalnej sali a ja tylko kilka razy odszedłem od łóżka Sary. I choć była już przytomna i miała siły to nie można było jej wypuścić ze szpitala. - Kiedy wyjdę? Chcę już wyjść. Louis powiedz mi że mogę wyjść?!! - Wiesz że to nie możliwe. Przykro mi. W tym momencie wszedł ojciec Sary do Sali. - Louis, synu idź do domu, umyj się, odpocznij, przecież ty ledwo na tym krześle siedzisz. Nie martw się ja zostanę z Sarą. Nie nie mogę... - Idź - wtrąciła Sara - idź do domu nie martwię o mnie. Muszę powiedzieć że byłem na prawdę niesamowicie śpiący i zmęczony. - Dobrze, ale wrócę późnym popołudniem. Tak więc poszedłem do domu zjadłem obiad wziąłem prysznic i położyłem się spać, ustawiając budzik za pięć godzin, gdyż chciałem jeszcze dziś zobaczyć się z Sarą a odwiedziny są tylko do 18. Kiedy wróciłem do szpitala i szedłem ku sali, zobaczyłem że Peter wynosi rzeczy Sary a ona sama jedzie wyjeżdża na wózku. - Co się dzieję ? - Podziękuj swemu ojcu, opłacił pielęgniarkę i cały potrzeby sprzęt. - powiedział ojciec Sary - Będzie dobrze. - Dodała.
Jako że mój ojciec miał dyżur piętro niżej, poszedłem do niego. Kiedy znalazłem go w pokoju lekarskim, wszedłem i kierowałem się ku niemu on zapytał - Louis co Cię sprowadza do mnie synku? Nic nie odpowiedziałem, tylko rzuciłem się mu na szyję i powiedziałem - Przepraszam Tato i dziękuję razem z Sarą, dziękuję... - Nic nie mów, wszystko będzie dobrze!
Nie obeszło się bez łez, ja po raz pierwszy płakałem na ramieniu mojego ojca, zaś on tak płakał, jakby wygrał miliony na loterii. Wtedy poczułem że mam ojca....

1 komentarz:

  1. jejkuu... to jest takie słodkie! Aż jestem pod wrażeniem, że chłopak potrafi napisać tak pięknie :)
    Cudnie! :))

    OdpowiedzUsuń